Artykuł zawiera niewielkie spoilery.
W zasadzie nie lubię takich seriali – kostiumowych, z pozoru osadzonych w jakimś konkretnym wycinku przeszłości, ale tak naprawdę współczesnych, jeśli brać pod uwagę fabułę oraz postacie i ich zachowanie. Seriali przypominających przebierankę. Niby dziewiętnasty wiek, a jednak dwudziesty pierwszy. Mimo tego problemu, choć pod wieloma względami nieznośnie uwspółcześniony, The Alienist wymyka się jednoznacznemu potępieniu. To zasługa przede wszystkim świetnych kreacji aktorskich (Luke Evans, Daniel Brühl i Dakota Fanning) i klimatycznej wizji świata, sprawiającej, że banalną fabułę łyka się znacznie lepiej. W kostiumie wszystko wygląda ładniej…

Fot. TNT
Serial toczy się w wiktoriańskim (związki z Anglią są wyczuwalne na każdym kroku) Nowym Jorku, spowitym mgłą, mrokiem i tajemnicą – oraz w kręgach zbliżonych do sił porządkowych, straumatyzowanych po tym, jak kilka lat wcześniej, w Londynie, nie udało się uchwycić Kuby Rozpruwacza, którego czarna legenda wpływa na lęki mieszkańców i na pracę policji. The Alienist spodoba się fanom Penny Dreadful, Ripper Street czy Frankenstein Chronicles. Opowiada, rzec można, o grupie niezależnych profilerów prowadzących śledztwo w sprawie (kolejnego) seryjnego mordercy (prawdopodobnie) z wyższych sfer, kierującego swe instynkty w stronę chłopców-prostytutek i eskalującego z odcinka na odcinek. Tytułowy alienista to lekarz psychiatrii, konsultant policji, próbujący odkryć MO zbrodniarza, zafascynowany jego chorą psychiką; a side-kickami bohatera są: policyjny rysownik, pracujący także dla New York Timesa (dziś byśmy powiedzieli, że fotograf, dokumentujący miejsca zbrodni, albo dziennikarz śledczy), sekretarka szefa policji (bo nasza banda detektywów w jakimś stopniu z miejską policją współpracuje) i dwójka policjantów o profilu „laborantów”, potrafiących nader trafnie rozpracować pozostawione przez mordercę ślady, włącznie z – pionierską dla tych czasów, jak nam się tu wmawia – metodą zabezpieczania i porównywania odcisków palców.
Przebieg akcji znaczą kolejne zebrania naszej drużyny, nowe tropy, działania, rozwój śledztwa – gdyby nie kostium to bez trudu umiem sobie wyobrazić przebieg fabuły jako zręb serialu kryminalnego osadzonego współcześnie. Nic nie zaskakuje. Między władzami miasta, policją, a freelancerami następują tarcia, bogacze bronią się przed ingerencją jakichkolwiek władz w ich życie i komfort, i przekupują część funkcjonariuszy; przekupują, bo mogą. Dzięki zasobom są w stanie skutecznie ukrywać w swym łonie zbrodniarzy. Męscy bohaterowie, zgodnie z przewidywaniami, interesują się romantycznie jedyną kobietą w teamie, kobietą, która jak na czasy rzekomo wiktoriańskie jest zaskakująco wyzwolona, wykształcona i samodzielna. Często śmielsza i odważniejsza, także obyczajowo, niż towarzyszący jej mężczyźni. Równie radykalna w swoich poglądach i zachowaniach okazuje się czarnoskóra krewna jednego z bohaterów, pracująca jako dziennikarka. Do diaska z prawdopodobieństwem! Jakże gładko się to wpisuje w obecne trendy w budowaniu postaci kobiecych!

Fot. TNT
Teorie, dlaczego morderca interesuje się młodymi męskimi prostytutkami w dziewczęcych strojach będą oczywiste dla każdego, kto oglądał choć jeden serial kryminalny tego typu. Kolejne odkrycia, np. to że zbrodnie popełniane są podczas katolickich świat, co sugeruje obok rodzinnej traumy fiksację religijną sprawcy – nie zaskakują tak, jak powinny. Jesteśmy już wytresowani, jako widzowie, do dostrzegania wzorów w działaniu seryjnych morderców, doszukiwania się rytuałów, motywów. Niestety, w The Alienist prawie zawsze jesteśmy o jeden krok przed naszą detektywistyczną drużynką i tylko czekamy, aż w ramach rozpisanej na wiele odcinków kampanii odgadną, aż dojdą do tego, co my, mistrzowie gry, doskonale wiemy. To bywa denerwujące, oczekiwanie aż się ogarną, aż pojmą oczywistości, zorientują się, że jakiś trop wygasł bezpowrotnie, a inny właśnie zyskał rację bytu. Pomysł z odcinka siódmego, wysłaniem na ulice wyszkolonego przez policję chłopca jako „przynęty” też nie jest świeży. Słowo daję, choć w miarę upływu czasu śledztwo robi się ciekawsze, wątki liczniejsze, a akcja nieco bardziej wciągająca – w odcinku ósmym przenosimy się z miasta na Dziki Zachód! – w tym śledztwie nie ma grama świeżości, a w zachowaniu mordercy – żadnej iskry polotu. W normalnych okolicznościach porzuciłabym tak banalny serial po pilocie. Ale się nie da. Po prostu się nie da.
Ponieważ oglądanie tego, jak Luke Evans, ubrany w szykowny garnitur pali cygaro siedząc w skórzanym fotelu na tle eleganckiego gabinetu jest rozkoszą dla zmysłów, a jego postać jest najdoskonalszym z melancholijnych dżentelmenów w telewizji.

Fot. TNT
Ponieważ Daniel Brühl potrafi tchnąć nową jakość w kliszę pt. łowca, który tak intensywnie pragnie zrozumieć drapieżnika, na którego poluje, że aż się do niego upodabnia.
Ponieważ „silna, wiktoriańska dziewczyna” w wykonaniu Dakoty Fanning jest postacią fascynującą i nader prawdopodobną.
Oraz ponieważ niepokojąca muzyka i pięknie ukazane, mroczne miasto sprawiają, że od tej całej wizji nie sposób się oderwać. Dlatego usilnie wyobrażam sobie, że The Alienist to zekranizowana kampania przygodowego systemu RPG, gdzie w role detektywów wcielają się młodzi gracze. Gracze, którzy spędzili mnóstwo czasu na dopieszczaniu swoich postaci, komponowaniu ich atrybutów, wad, zalet i tajemnic z przeszłości. Dlatego oglądam ten serial i rozkoszuję się nim, choć się z nim nie zgadzam.

Fot. TNT
The Alienist
historical fiction, crime drama
TNT, 2018–